No dziś mój organizm przeszedł sam siebie, było mu chyba wszystko.. a jeśli chodzi o „bezsilność dosłownie” to chodziło mi o to, że nie „mam siły”. Ale może zacznijmy od początku, od samego ranka… Pierwszy raz obudziłam się koło 7.30, otworzyłam oczy spojrzałam przed siebie, a tu Tomek grzebie w szafie, kompletnie nie wiedziałam jaki jest dzień, jaka jest godzina, wyglądał, jakby coś kradł, więc otworzyłam oczy szerzej i cisza, dopiero powiedział mi, że idzie na piłkę, ja przewertowałam w głowie, że jest sobota, zamknęłam oczy i poszłam spać dalej. Obudziłam się SAMA z siebie koło 9.30, czyli lek nasenny z czwartku przestał działać. Wstałam, ogarnęłam burki i poszłam leżakować na kanapie… mięciutki kocyk, opaska na oczy i jeszcze dosypiałam, całkiem możliwe, że mnie mdliło i chciałam to przespać. Później jak już Tomek wrócił, to jakoś dalsza część potoczyła się w miarę normalnie- jak na nasz sobotni dzień. Kawka, ja już nie przysypiałam gdzie popadnie, Tomek zakupy, a ja sprzątanie- bo z moimi ciągłymi wymiotami nie wychylałam się do marketu, nie chciałabym w sumie nawet wiedzieć jakby to wyglądało, a później nic- leciał serial, ja zastanawiałam się w tym wszystkim nad sensem życia, co chwilę biegałam do łazienki. Ciężko wyjść na dwór w Poznaniu, bo gorąco jak w piekle, szczególnie dla osób z astmą oskrzelową trudno ch.. się oddycha. Psy też są bardzo ożywione w domu.. w klimatyzacji, gorzej jakby wyszły na pełne słońce. Fajnie, że jest lato i pogoda idealna na pobyt nad wodą, ale szczerze, to czekam już na delikatny powiew jesiennego powietrza, trochę krótsze dni i lekko chłodniejsze powietrze… tylko nie zlinczujcie mnie tutaj 😀 – to tylko moje osobiste odczucia, nie biegam wokół ogniska wypowiadając zaklęć, żeby nagle nadeszła jesień. Co najlepsze, jeszcze kilka lat temu i za młodu/ dzieciaka uwielbiałam lato, upały, pełne słońce i dni do późna, a od 2-3 lat zaczęłam lubić jesień, szczególnie taką piękną złotą, ale czasami chłodniejszą też, jest bardziej melancholijna, daje czas i sytuację do przemyśleń, do skupienia się na własnym wnętrzu, czasami też na sprawach rodzinnych, miłosnych, czy zawodowych. Pewnie wszystko jest kwestią wieku… na starość jeszcze okaże się, że polubię zimę i to mroźną :D.
Finalnie podsumowując cały dzień, to nie spędziłam go bezczynnie, a to jest wielki plus, minusem jest to, że ciągle wymiotowałam, bolały mnie nogi i plecy, aktualnie jest 23.00 i po nocnych lekach czuję się lepiej, jednak psychicznie czuję się wypluta i osamotniona w tym wszystkim, wiem, że nie jestem sama, ale tylko ja wiem jak się czuję i to jest najgorsze, ale nie smucąc się już:
Pod wieczór usiadłam do naszego nowego nabytku:

Zaczęłam od naszego najstarszego gada czyli Ricarda. Książka od początku ogólnie wygląda tak:

Trochę go przerobiłam, bo są trzy książki, więc każdy z chłopaków musi mieć swój indywidualny pamiętnik



Narazie zrobiona jest tylko pierwsza strona, wszystko po kolei. Ale fajna zabawa na wieczory i myślę, że przy okazji fajna pamiątka na całe życie.
Tak się kończy dzień, mam nadzieje, że zdrowotnie jutro będę trochę silniejsza i tych wymiotów będzie zdecydowanie mniej, bo dziś, bo jakaś istna rozpacz. Już nie wiem czy wolę spać cały dzień, czy wymiotować. Wiem- najlepiej nie chciałabym mieć nic z tego, chciałabym się czuć po prostu dobrze!

