Poranek (nie)idealny, czyli jak prawie przegapiliśmy giełdę kwiatową
Hej kochani!
Dziś mieliśmy wstać o 6:00 rano, bo czekała na nas giełda kwiatowa. A kto mnie zna, ten wie, że w naszym domu świeże kwiaty to podstawa – muszą być przynajmniej dwa wazony, a najlepiej cztery, bo przecież każdy z nas lubi mieć swój mały bukiet na biurku. Niestety, przy moim tempie życia zakupy w kwiaciarni kończą się tym, że za kilka gałązek zostawiam pół portfela. Dlatego giełda to dla mnie raj – ceny o 3/4 niższe, a wybór ogromny.
No i wszystko byłoby pięknie… gdybyśmy faktycznie wstali o tej 6:00 .
Oczywiście – jak to ja – sukcesywnie wyłączałam budziki i ostatecznie otworzyłam oczy dopiero koło 8:00. Szybka kawa, spodnie na d***, bluza, i „jalla na giełdę!”. Dotarliśmy na miejsce o 9:30 – a giełda, jak na złość, jest na samym końcu miasta, po drugiej stronie centrum (Poznaniacy, jeśli znacie jakąś giełdę bliżej Jeżyc niż Franowo – błagam, dajcie znać!).
Kiedy w końcu dotarliśmy, większość sprzedawców już się pakowała, więc łapałam, co się dało – dwie paczki pięknych kwiatów w moich ulubionych kolorach (zdecydowanie nieświątecznych, ale co tam). Do tego obowiązkowo gipsówka, bo dla mnie bukiet bez niej to bukiet stracony!
Biżuteria, zakupy i… przypomnienie o jutrzejszym święcie
Skoro już byliśmy w okolicach M1, to oczywiście nie mogło zabraknąć przystanku w Apart – Tomek ostatnio odkrył w sobie miłość do biżuterii męskiej i koniecznie chciał sobie coś wybrać. Potem szybki rajd po Auchan i dopiero wieczorem (czyt. o 21:00) dotarło do mnie, że jutro wszystko jest zamknięte! Na szczęście apteki świąteczne działają, a ja wciąż jestem na Nutridrinkach – po odstawieniu sterydów wracam do starych nawyków czyli wymioty i brak apetytu więc wystarczy mi ten napitek z apteki.
Zasypianie na stojąco i gorączka znikąd
Po powrocie do domu byłam tak padnięta, że tylko wstawiłam kwiaty do wody i padłam. Obudziłam się ledwo przed 14:00 – akurat, żeby się ogarnąć przed wizytą u lekarza. W taksówce prawie zasnęłam, ale najważniejsze – kontrola po szpitalu zaliczona i wszystko w porządku.
Po powrocie znów zasnęłam i obudziłam się z uczuciem, jakbym miała ciśnienie 80/40. Na szczęście parametry idealne, tylko gorączka 38,3.

Kwiaty, psy i nowe włosy
Na siłę wstałam, zrobiłam bukiety – wyszło pięć sztuk! Idealnie jak na nasze 42 m². W końcu chwila spokoju: psy dostały strusie kości, ja laptopa i kanapę.
Wieczorem, jak już wzięłam leki, postanowiłam przymierzyć moje nowe włosy. Jeszcze o tym nie pisałam, ale marzą mi się długie, naturalne włosy. Nie chcę już przedłużać u fryzjera – szkoda moich cienkich włosków. Znalazłam firmę, która robi doczepiane włosy z naturalnych ludzkich pasm – efekt jest wow! Piękne, miękkie i bardzo wygodne. Trzy podejścia zajęło mi ich idealne zaczepienie, ale trzecie było perfekcyjne.


Wieczorne wyciszenie
Dziś już nic nie robię. Leżę z książką (a raczej audiobookiem) i kończę „Tajemnice Auschwitz”. Jutro wolne, planuję spać do południa, a o 14:00… tatuaż!
Życzę Wam spokojnego wieczoru, pachnącego kwiatami i pełnego dobrych myśli.
Do jutra! :*

