Cześć wszystkim!
Wczoraj popełniłam klasyczny jesienny błąd: wyskoczyłam do marketu tylko w bluzie. I oczywiście potem cały wieczór panikowałam, że się rozłożę, bo wiatr był jak z Arktyki. Ale co? Dziś nadal żyję i mam się (pozornie) dobrze – czyli jednak te sterydy coś tam działają. Zaczynam się zastanawiać, czy nie dałoby się tego traktować jako regularnej kuracji wspomagającej przetrwanie sezonu grzewczego. W czwartek podpytam swojego anestezjologa – może mnie nie wyśmieje.
Póki co – zero przeziębienia, zero choroby. Tylko klasyk: reumatyczne bóle nóg i temperatura 38,2. Ale przecież nie można mieć wszystkiego, nie? Może czas w końcu zrobić jakieś badania (mononukleoza, patrzę na ciebie…), ale na razie udaję, że jestem okazem zdrowia i ta wersja mnie zadowala. Grunt to pozytywne myślenie!
A poza tym… TADAAA! Mam nowy komputer i wreszcie ogarnęłam sobie porządne stanowisko pracy – takie prawie profesjonalne. Do tego wracam powoli do renderowania (czyt. program do robienia wizualizacji), i wiecie co? Zamiast turbo fotorealizmu wyszło coś bardziej rysunkowego – taki artystyczny twist. Zajęło mi dwa dni ogarnianie wszystkiego od nowa, ale jestem zadowolona. Myślę nawet o powrocie do własnej firmy, może latem. Póki co ćwiczę, przypominam sobie programy i uczę się nowego CADa (trochę innego niż ten, którego używałam wcześniej na Macu – i, jak na złość, bardziej upierdliwego).


Wczoraj odwiedzili nas moi rodzice – przyjechali do Poznania, posiedzieliśmy, pogadaliśmy, a dziś byliśmy razem na obiedzie. Bardzo miło. Lubię te nasze wspólne momenty – niby krótko, ale zawsze naładowane pozytywną energią :).
Dziś jeszcze trochę popracuję, a jutro… akcja „Magazyn”! Wynajęliśmy większy, bo rzeczy w domu mnożą się szybciej niż moje zakupy na promocji. Trzeba wszystko poprzekładać i jakoś to ogarnąć – żyćko!
To chyba tyle na dziś. Trzymajcie się ciepło, nie dajcie się jesiennej chandrze i nie zapomnijcie ubrać kurtki, jak wieje.
Udanego wieczoru i słonecznej niedzieli!
Papa!
