Ten z kryzysem wieku średniego

Poniedziałkowe rozkminy, czyli życie, fryzjer i zapach PRL-u

Cześć wszystkim! 🙂

Dziś jest poniedziałek – ten słynny, trudny dzień tygodnia, który potrafi ściągnąć nawet najbardziej optymistyczne dusze w dół jak magnes. I powiem Wam szczerze – współczuję Wam, sobie, światu. Wszystkim. Jak to możliwe, że ledwie dwa dni weekendu są w stanie wytrącić człowieka z rytmu tak skutecznie, że powrót do „normalności” to jak wspinaczka na Mount Everest… bez butów.

Pamiętam czasy, kiedy jeszcze pracowałam „na pełnych obrotach”, zanim na dobre rozgościły się u mnie stany lękowe. Wtedy, żeby nie wypadać z rytmu, wolałam zahaczyć o jakiś weekendowy dyżur. Nie z miłości do pracy, tylko z niechęci do zmian – bo one potrafią zaskoczyć bardziej niż listonosz z wezwaniem do sądu (albo gorzej – z rachunkiem).

Ale do rzeczy! Dzień zaczął się naprawdę miło. Otworzyłam przesyłkę z nowiutką nakładką na aparat w telefonie. I wiecie co? Petarda. Działa świetnie, wygodnie leży w dłoni, przyciski klikalne, zdjęcia robi się z przyjemnością. Czuję się jak fotograf z misją. A że mam swoją mini-drukarkę do zdjęć – taką kieszonkową, do domowych albumów, książkowego bloga i wyklejania luster czy innych moich DIYów – to już czuję, że będzie z tego sporo radości. Jakość tych zdjęć? No, powiedzmy że… retro. Ale do kreatywnych projektów jak znalazł!

A skoro już jesteśmy przy estetyce – po południu ruszyłam do fryzjera. Nie byle jakiego, bo do takiego, którego znam… od 15 lat. Tak, to kawał czasu – tyle, że miałam długą przerwę, bo mieszkałam w Krakowie. Wchodzę do salonu, siadamy, patrzymy na siebie i… no nie da się ukryć – postarzało nas to życie. Patrzę na nasze odbicia w lustrze i zamiast zachwytu nad nową fryzurą – pojawia się refleksja egzystencjalna: „Co się, do cholery, stało z tą dwudziestką, którą byłam jeszcze wczoraj?”

I niby wychodzę z piękną fryzurą – bo on nadal jest świetnym fachowcem – ale humor mam jak po świętach Bożego Narodzenia, kiedy przypominasz sobie, ile masz kredytu, ile zjadłaś makowca i że Sylwester wypada w środę. Kryzys wieku średniego? To się dzieje naprawdę. Rozważam zmianę fryzjera… ale tylko do momentu, aż spojrzę w lustro i powiem: „Cholera, ale włosy wyszły super.” Więc zostaję.

Po powrocie czekał na mnie majster od szkła. Kochani, nie wiem czy ktoś z Was jeszcze pamięta klimat PRL-u, ale ten pan był jego chodzącym uosobieniem. Śmierdział papierosami tak intensywnie, że miałam wrażenie, iż dym unosi się za nim jak za Papieżem – tylko mniej święcie. Otworzyłam okna jeszcze zanim wyszedł, a potem odpaliłam dyfuzor i zalałam go zapachem ziołowych olejków. Pachniało jak w uzdrowisku – czyli lepiej niż w komunie.

Pan był fachowcem – nie mogę powiedzieć złego słowa o jego robocie – ale jeśli go zatrudnimy, to już wiem, że mąż przejmie z nim kontakt. Ja się wycofuję. Zdrowie psychiczne mam jedno. 😀

A skoro o zdrowiu mowa – nadal jestem zdrowa, odpukać! Choć gorączka po fryzjerze 38.0 – czyli klasyczne „nic się nie dzieje”. Ale serio, apel do wszystkich: czapka po kąpieli lub od fryzjera to nie obciach, tylko przejaw inteligencji. Czoło nie odrośnie, zatoki nie wybaczają.

I tak sobie siedzę, popijam herbatkę, z jednej strony cieszę się z fajnych zdjęć i nowej fryzury, z drugiej – zamyślam się nad upływem czasu. Czy przed czterdziestką to już starość? Mam nadzieję, że nie. Ale gdyby dało się cofnąć czas… Nawet o 5 lat. Albo 10. A najlepiej o 20. Ale to już tylko fantazje – życie leci, nie zatrzymasz.

Więc moja rada na dziś, dla Was i dla siebie: cieszmy się małymi rzeczami. Uśmiechnijmy się do siebie, nawet gdy dzień jest kiepski. Bo jeśli będziemy chodzić po ulicy jak burki z zasępionymi minami, to nikt za nas życia nie przeżyje.

I tak kończę dzisiejszy wpis – pełen zapachów, włosów, zdjęć i egzystencjalnych przemyśleń.

Ściskam mocno wszystkich z kryzysem wieku średniego i tych, którzy dopiero do niego zmierzają. I oczywiście tych, którzy mają go jeszcze przed sobą… albo już za sobą – i żyją szczęśliwie mimo wszystko. 🙂

Do następnego razu – może opowiem Wam o mojej drukarce, tej małej, uroczej, od zadań specjalnych. Kto wie!

Pozdrawiam serdecznie

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *