Ten z czwartkowym Vlogiem i piątkową relacją (10 minut oglądania, 2 minuty czytania)

Hej wszystkim 😉

Najpierw chciałam Was zaprosić na mojego wczorajszego vloga opisującego cały ciężki dzień jakim była wycieczka do Krakowa, dom, notariusz, kuzynka i takie tam różne różności. Ale znalazłam czas żeby nagrać vloga dla Was i późnym wieczorem napisać bloga. Narazie zapraszam Was do obejrzenia vloga z dnia wczorajszego (18.09.2025- czwartek):

PIĄTEK NA PEŁNYCH OBROTACH (czyli dlaczego nie robię interesów w piątek)

Piątek. Dla niektórych ulubiony dzień tygodnia, dla mnie – dzień, w którym nie załatwia się interesów. Taka zasada – wyniesiona z domu. Tato zawsze powtarzał, że „w piątek się nie robi interesów”… więc się słucham. Notariusz? Nie dzisiaj.

Ale spokojnie, nudno nie było.

Wstaliśmy przed 7:00, szybkie ogarnięcie, kawa z Dolce Gusto – i tu przepraszam fanów tego naparu, ale… ani mi, ani Tomkowi nie podeszła. Pakowanie nas i psów, szybkie siku z burkami, i już o 8:00 byliśmy w drodze. Ale zanim ruszyliśmy na dobre, dwa szybkie punkty do ogarnięcia:

  1. Kamienica, gdzie była Mama – trzeba było wymienić jedną rzecz dla psów, o której wczoraj zapomniałyśmy. Kolejna okazja do spotkania dopiero na Boże Narodzenie…
  2. „Już nie Nasz Dom” – ale jeszcze możemy tam być do początku października. Zostawiłam tam płaszcz. Serio, jak można zapomnieć płaszcza?!

Gdy już wszystko zostało załatwione, ruszyliśmy w stronę Poznania. Na autostradzie oczy zaczęły mi się same zamykać, więc dzięki niech będą Tomkowi za to, że zabrał z szafy poduszkę samolotową – spałam jak dziecko. Obudziłam się tuż przed Wrocławiem, oczywiście z klasycznym pragnieniem kawy i potrzebą wysikania młodego. Przystanek na stacji, ogarnęliśmy się i dalej w drogę.

W domu byliśmy koło 13:00. Tomek wyładował mnie z całym majdanem – psy, walizki, torby, i pojechał na spotkanie z firmą przeprowadzkową. Wrócił dopiero po 16:00…

W tym czasie:

  • odkurzyłam,
  • zrobiłam pranie,
  • nakarmiłam psy,
  • wypakowałam wszystko,
  • i nawet ogarnęłam szafy – efekt? Cztery torby do oddania! 

Późnym popołudniem Tomek wrócił, szybka kąpiel, coś do jedzenia i wspólne zakupy – ale tylko na dziś. Nie mieliśmy głowy, żeby planować więcej. Marzyliśmy tylko o jednym: sen.

A ja? Jeszcze popracowałam. Skończyłam dopiero, jak zaczęłam pisać tego bloga. DRAMAT. Ciągle coś, ciągle coś trzeba było zrobić… Jeszcze tylko suszarka i zmywarka. Normalnie człowiek nie ma kiedy wrócić do siebie, przetrawić tego wszystkiego, wyciszyć się. Zero rekonwalescencji, pełne obroty od rana do nocy.

Ale… cieszę się z dnia wczorajszego. Wszystko poszło gładko. Nawet obskurny apartament i spanie na kanapie mnie nie zraziły 

Aaaa, no i skończyłam projekt funkcjonalny mieszkania! Wreszcie jestem zadowolona! Teraz najtrudniejszy etap – projekt elektryki (a ja faszeruję tym całe mieszkanie!) i później hydraulika. Trzymajcie kciuki.

Dziś jeszcze tylko te dwie rzeczy… i idę spać. Jutro wstaję, jak wstanę. Telefon wyciszony. Mnie nie ma.

Dobranoc dla tych, co już śpią. Dla imprezowiczów – miłej zabawy! Ale z głową, bo jutro może być nieciekawie… 

Buziaki! :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *