Ten ze środowymi przygotowaniami (4 minuty czytania)

Cześć wszystkim 🙂

Wieczór. Zmierzch dnia i „I Wanna Dance with Somebody” w tle.
Znam ten film już na pamięć — każdy dialog, każdą pauzę — ale Whitney Houston to jedna z moich ulubionych wokalistek. Jej głos gra gdzieś pomiędzy tym, co było, a tym, co jeszcze może się wydarzyć. Film leci sobie w tle, idealnie wtapiając się w resztki dnia, które jakby nie chciały jeszcze odpuścić.

Rano wypad do weterynarza. Ekspedycja z Ricardo i Santiago.
Ricardo — starszy dżentelmen po udarze z duszą sportowca i dziurą po zębach. Stabilny, kumaty, trochę wolniejszy w aportowaniu (no dobrze, w przynoszeniu), ale nadal ma ten błysk w oku. Taki pies, co już widział swoje, ale jeszcze nie powiedział ostatniego „hau”. Ma tylko problemy w jedzeniu, bo nie ma zębów i ciężko mu chwytać jedzenie, chyba, że po prostu jeszcze nie umie sobie poradzić, ale się nauczy- czy ktoś z Was miał taki problem?

Santiago to zupełnie inna historia. Młody, dziki, pełen energii… i głosu. 500 kilometrów z rozdzierającym darciuchem się w aucie? Kto potrzebuje soundtracku, gdy ma się Santiago. Dostał szczepionkę i leki na uspokojenie — ha, dobre sobie. Santiago nie zna pojęcia „uspokojenie”. Po zastrzyku większość psów wygląda jak po ciężkim melanżu. Santiago? On próbuje zjeść trytytkę.

I wiecie co? Wszystko jest na swoim miejscu. Film gra, Whitney śpiewa, psy są zdrowe (choć niekoniecznie ciche), a dzień się kończy z tym specyficznym zmęczeniem, które lubię. Tym, co mówi: „Zrobiłeś dziś wszystko, co trzeba. Reszta może poczekać do jutra.”

Jutro wyjazd. Ostatnia noc w starym domu. Dziewięć lat… To prawie dekada oddechów tych samych ścian, stukotu tych samych drzwi, poranków, w których światło wpadało do kuchni dokładnie pod tym samym kątem. Jutro wszystko się zmienia.

Dziś dopinam wszystko na ostatni guzik — pakowanie, papiery, logistyka. Po południu czytałam projekt aktu notarialnego i znalazłam poważny błąd. Gdyby nie to, że przejrzałam go dokładnie, mogłoby się to jutro źle skończyć. Czasem warto mieć tę wewnętrzną staranność, nawet jeśli oznacza to spędzenie wieczoru z drukarką i plikiem PDF.

Protokół zdawczo-odbiorczy? Wydrukowany. Ubrania? Spakowane. Jedzenie i miski dla psów — wiadomo. Zabawki, smycze, nawet prezent dla córki kuzynki. Niby wyjazd na dwa dni, a pół stołu wygląda jakby ktoś planował ewakuację na Marsa.

A jednak to nie o rzeczy chodzi. To ta świadomość, że jutro zamknę drzwi, które przez lata były tłem dla wszystkiego — radości, chaosu, codzienności. Stary dom. Mój dom. Jeszcze przez jedną noc.

Przed remontem

Po remoncie

Dziewięć lat życia i sześć lat wspólnego mieszkania w jednym miejscu. To nie tylko liczby — to tysiące poranków, kłótni i ciszy przy kawie. Śmiechów, łez, zgubionych kluczy, zrobionych remontów, zapachu psów po deszczu i tych zwykłych chwil, które z czasem okazują się najważniejsze.

Jutro zamykamy ten rozdział. Ostatnia noc w starym domu. Rano wracamy do Poznania i czekamy, aż w marcu wprowadzimy się do naszego nowego mieszkania. Jeszcze nieidealnego — bo projekt ciągle mnie nie satysfakcjonuje. Za mało metrów? Za dużo kompromisów? Może. Jeszcze to przemyślę… po raz siódmy. Architektura serca bywa bardziej skomplikowana niż się wydaje, nawet dla zawodowca.

Dziś drukowałam papiery, pakowałam wszystko, zresztą już o tym wspominałam.Jutro o 17:00 przyjeżdża bus przeprowadzkowy. Całe szczęście wszystko spakowane w jednym pokoju, więc może się uwiną w godzinkę, półtorej. Ja nie pomagam — choroba nie daje mi forów — ale posiedzę z mamą, której nie widziałam od świąt, czyli od kwietnia. Wpada z dwoma psami- też yorkami, więc będzie ich razem sześć. Tak, SZEŚĆ. Psi koncert na 24 łapy i jedno podniebienie. I jeszcze Pepe — york mamy — który na widok szczeniaka dosłownie chodzi po ścianach.

Na szczęście w Poznaniu mamy wynajęty magazyn i komórkę lokatorską w nowym mieszkaniu, bo serio… gdzie trzymać choinkę i dwa kartony bombek w zwykłym mieszkaniu? Potrzeba by było loftu 200 m², a nie 100. A i tak ciągle myślę, że kupiliśmy za małe mieszkanie. Ale wybór był prosty:

  • Większe, ale standard budżetowy;
  • albo mniejsze, ale z pompą ciepła, ogrzewaniem podłogowym, lepszą lokalizacją i standardem.

Wybraliśmy jakość. I spokój w rachunkach za ogrzewanie. A co Wy myślicie?

A wieczorem, choć późno, lecimy jeszcze do kuzynki. Dzieci rosną w tempie, które mnie przeraża — jej córeczka ma już dwa lata, a ja ciągle widzę ją jako tego maleńkiego bobasa, który ledwo utrzymywał głowę. W zeszłym tygodniu miała urodziny, dostała ode mnie baśnie Andersena (czekały u kuzynki od kwietnia), a dziś niosę kolejny drobiazg. Nie mam własnych dzieci, więc sprawia mi ogromną radość robienie zakupów dla niej. I jeszcze wstąpię po bezalkoholowe prosecco — będzie toast. Za udaną transakcję (mam nadzieję!) i za nowe początki.

Jutro opowiem, jak było — a jeśli nie zdążę, wszystko znajdziecie na vlogu.
Trzymajcie się ciepło. Buziaki :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *