Ten ze zmulonym dniem (2 minuty czytania)

Hejka 🙂

Dzień z kategorii: „a miało być normalnie”

Dziś dzień był z tych, co ciężko je opisać, bo… właściwie się jeszcze dobrze nie zaczął, a już chciałam go kończyć. Wstałam, otworzyłam oczy, zrobiłam pierwszy ruch — i bum, brzuch postanowił urządzić mi pokaz fajerwerków w wersji „kłująco-słabościowej”. Tak intensywnie, że nawet No-Spa wzruszyła ramionami i powiedziała: „Radź sobie sama”.

Plan na dzień? Poprawka tatuażu. Ale jak tu siedzieć na fotelu u tatuatora, kiedy każda próba podniesienia się kończyła zawrotami głowy i wewnętrzną awarią systemu? Odwołałam więc wizytę z bólem (serca, nie brzucha), a sama próbowałam dojść do siebie, leżąc i licząc czas, aż przejdzie. I w końcu – po 1,5 godziny – przeszło. Czy to pogoda? Nie wiem. Poznań dziś odpalał wszystkie opcje pogodowe jednocześnie: deszcz, wiatr, słońce, chmury. Klimat jak z filmu katastroficznego. Spałam na siedząco, więc chyba coś było na rzeczy.

Około 11.00 zaszczycił mnie swoją obecnością pan od naprawy pralek. Tak, ten sam, który w piątek twierdził, że „był, ale nikogo nie zastał”, mimo że ja siedziałam w domu jak Sherlock przyczajony na kanapie. No cóż, dziś dotarł i – uwaga – pralka naprawiona! Można prać! Hulaj dusza, kosz na pranie pustoszeje!

Po jego wyjściu wróciłam na kanapę, wcisnęłam się między chłopaków, koc na wierzch i… zgasłam. Zupełnie. Obudziłam się przed 14.00 i — zabijcie mnie — nie wiem, co się działo dalej. Chodzić za dużo nie chodziłam, bo znów robiło mi się słabo. Posprzątałam trochę, wyszłam z młodym na ogródek, ale zmęczenie znów mnie dorwało. I znowu zasnęłam. Ja! Dwukrotna drzemka w ciągu dnia? Halo, co tu się dzieje? Przecież ja tak nie mam…

Do piątku muszę być w formie. No, może nie w stu procentach – mogą być płuca w rozkładzie, byle reszta działała. Trzymajcie kciuki – i może niech pogoda w końcu zdecyduje, co chce robić, bo ja już nie wiem.

Później miałam trochę takich służbowych rzeczy i jakoś przypomniałam sobie, że do czwartku coraz bliżej i zrobiłam się zdenerwowana, aż musiałam sobie wziąć coś na wyciszenie, bo zaczęłam stresować się od wewnątrz.

Na dwa końce- filmik chłopaków i już niedługo dodam swój vlog… już niedługo 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *