Ten z jedną dobrą wiadomością (2 minuty czytania)

Cześć 😉

Słuchajcie, mam bombową nowinę!

Po dwóch miesiącach użerania się z papierologią, cudami urzędowymi i jedną panią „co wie lepiej”, udało się – załatwiłam dwa ostatnie dokumenty potrzebne do kredytu dla kupującego nasz dom w Krakowie. Ostatnie. Dokumenty.

Oczywiście nie obyło się bez przygód. Do urzędu pojechał mąż mojej kuzynki z pełnomocnictwem ode mnie. I jakimś cudem wyciągnął te papiery, chociaż urzędniczka najpierw zrobiła z siebie strażniczkę dokumentów narodowych i stwierdziła, że „nie może wydać, bo na upoważnieniu nie ma numeru działki”. Serio? Są moje dane, adres, podpis, wszystko zgodnie z instrukcjami kierowniczki urzędu!

Więc co zrobiłam? Zadzwonił do mnie, a ja na głośniku – delikatnie mówiąc – uświadomiłam pani, że według samej kierowniczki działki wpisywać nie trzeba, i że mapki można wydać. Pani się przyciszyła, ale spróbowała jeszcze raz: „Ale my nie mamy tego przygotowanego…” A ja z uśmiechem (w głosie): „Ale według pani kierowniczki to wypisy są do odbioru od ręki, bez wcześniejszego przygotowania.” I zapadła cisza. Totalna.

Myślała, że mnie odeśle z kwitkiem? No nie tym razem. Nie po to ktoś jechał z okolic Krakowa w środku dnia pracy, żeby wrócić z niczym. Musiałam to dopiąć – i dopięłam. Na szczęście wszystko się udało, kupujący podjechał pod urząd i odebrał dokumenty osobiście. A u nas w domu… wielkie UFFFFF.

Zielone światło – mamy komplet dokumentów do kredytu!
Dziś oficjalnie dostałam potwierdzenie, że mogę umawiać nas na akt notarialny. Wstępnie jesteśmy ustawieni na przyszły tydzień i nie mogę się już doczekać. Tyle to trwało, że zdążyliśmy zapomnieć, że ten dom jeszcze jest nasz

Po akcie – przeprowadzka. Pożegnanie z domem.

A co dalej?
Nowy etap w Poznaniu!
Mamy już wybrane mieszkanie – Łazarz, zamknięte osiedle, mały bloczek (14 mieszkań), a nasze z ogródkiem – specjalnie dla psów. I… to nie dom. Celowo. Żadne z nas nie ma ciągot do grzebania w krzakach, plewienia chwastów ani konserwowania elewacji. My lubimy mieć zielone, ale niekoniecznie „robić zielone” Więc uznaliśmy: mieszkanie wielkości domu + ogródek = idealny kompromis.

Akt przedwstępny podpisany, zaliczka wpłacona – wszystko idzie zgodnie z planem.
W przyszły czwartek ruszamy do Krakowa załatwić ostatnie sprawy, potem odwiedziny u kuzynki, a w piątek – przeprowadzka. Mamy wynajęty magazyn (taki jak z amerykańskich programów o ludziach z za dużą ilością gratów ), do którego trafi cały dobytek. W marcu odbiór mieszkania i… start nowego rozdziału!

A u Ricarda?
Bez większych zmian, ale – zaczął przynosić piłeczkę. To dla nas sygnał, że wraca do siebie.
Ja dziś od 7:30 na pełnych obrotach, załatwianie, bieganie, organizowanie… aż do wieczora. Ale teraz – 23:00 – cisza, spokój, nikt nic nie chce. I dobrze.

Dobranoc wszystkim. Wreszcie można odetchnąć.
Do następnego update’u

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *