Poniedziałkowo- wtorkowy kryzys (1 minuta czytania)

Poniedziałek—–>>> to był istnyy koszmar, Tomek szedł do pracy na popołudnie, a ja taka zdechnięta. Zrobił co mógł, kupił o co prosiłam i pojechał. A u mnie okazało się, że że tak zaczęłam wszystkim wymiotować, że nie wiedziałam którędy do przodu. Po prostu nie miałam krzty siły, napiłam się łyka wody- zwymiotowałam, wody z sokiem- zwymiotowałam, coli- zwymiotowałam i tak dalej. Już byłam tak zdesperowana i słaba, że zadzwoniłam na Medicover HotLine do lekarza, żeby przepisał mi lek na wymioty. Receptę zdobyłam, tylko co dalej, bo przecież nie dojdę do najbliższej apteki. Poszłam po prostu do sąsiadki ze 147 z prośbą, żeby mi poszła… no i na szczęście była w domu i na szczęście poszła. Wzięłam od razu dwie tabletki i przeszło jak ręką odjął. Tylko od któregoś picia zrobiła mi się zgaga i tak mnie paliła, że już nie wiedziałam co brać, żeby było lepiej, wszystko pomagało na chwile.

Noc nie była za przyjemna bo dostałam takiego refleksu, że uwierzcie mi z nosa wyleciała mi taka gęsta piana jak pianka do golenia. Wymiotowałam albo znienacka buzią, albo nosem. Koszmar i jeszcze na koniec już jak się obudziłam na ranem byłam cała upaćkana biegunką, wszystko było brudne! no ręce mi opadły!

Wtorek ———->>> dziś Tomkowi udało się ustawić sobie pracę na rano więc ja zanim wstanę, ogarnę się, zdrzemnę, obudzę to już jest 13, a on wraca po 14stej i tak właśnie było. Dodatkowo już nie wymiotowałam ( przez cały dzień wymiotowałam tylko jakieś 10 razy), nie robiło mi się też tak szybko słabo jak wstawałam, mogłam spokojnie przejść z pokoju do pokoju, ale dzięki niemu czułam się spokojniejsza, bo miałam te pomoc. … za to Środa dała mi w dupe!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *