Odstępujemy od wstępu (2 minuty czytania)

Dzień, który miał wyglądać inaczej…

Wczoraj planowałam, że dziś zrobię dalszy ciąg wstępu – opiszę kolejne lata, a może i to, z czym zmagam się już trzeci rok. Ale, jak to często bywa, choroba postanowiła zweryfikować moje plany. I właśnie o tym między innymi jest ten blog.

Zaczęło się wcześnie. Obudziłam się o 6:00, musiałam iść do łazienki. Wstałam – może 3-5 sekund – i od razu poczułam ogromną słabość. Nie kręcenie w głowie, nie bajlando. Po prostu momentalna niemoc, jakbym miała zemdleć. Usiadłam. W końcu jakoś dowlekłam się do łazienki – na szczęście mieszkam teraz w małym mieszkaniu, więc nie było daleko. Usiadłam jakoś krzywo na muszli, byle nie spaść, później jakoś wróciłam do łóżka, i zaczęłam się zastanawiać: „co tu się właśnie odwaliło?”. Może niedospana, może jeszcze zaspana – bywa.

Drugi raz obudziłam się o 8:00. Przeciągnęłam się, pomyślałam: dam chłopakom (czyt. psom) jeść, wypuszczę ich na ogródek, zrobię sobie kawę, coś włączę na Netflixie. Wstaję… i znów: d**pa. To samo. Ale psy trzeba ogarnąć. Więc jakoś dowlokłam się do szafki kuchennej i usiadłam na podłodze – tak im podałam jedzenie. Potem z trudem dotarłam do drzwi, otworzyłam ogródek i po drodze złapałam swój filcowy pojemnik z lekami. Szybko usiadłam na kanapie. Wzięłam, co musiałam, choć szczerze – nie wiem, co dokładnie pominęłam. Raz się zdarzy – trudno.

Siedząc na kanapie poczułam totalny brak siły. Zarówno fizycznej, jak i psychicznej. Wzięłam moją wielką poduchę dyżurną, przykryłam się kocem. Chłopaki, jak zawsze, oblegli mnie z każdej strony i… zasnęliśmy. Do 14:00 (!).

Wstałam. Chciałam się przejść, zobaczyć co się stanie – było trochę lepiej. Czasami mną zawiało, czasem musiałam schylać głowę między kolana. Byłam zmęczona jakbym tydzień w kamieniołomie pracowała. Nadal totalna niemoc. Ale ile można spać? Przecież moje życie nie może mi tak przeciekać przez palce…

Tomek, mój mąż, zrobił mi podwójną kawę – nie pomógł rano, bo był w pracy, więc ma rozgrzeszenie. Potem leki popołudniowe i butelka nutridrinka – od kiedy mój organizm znów wrócił do wymiotowania, to jedyne, co wchodzi bez protestu.

Teraz jest 18:20. Trochę lepiej. Nie mam sił jak zdrowy, młody człowiek, ale też już nie zasypiam na siedząco. Cudów nie ma… ale może jeszcze coś się dziś wydarzy. Odezwę się później – nie jest powiedziane, że będzie nudno 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *