Poranek z historią w tle
Hejka wszystkim 🙂
Dzisiejszy dzień zaczął się wyjątkowo wcześnie. Obudziłam się o 4:30, niby tylko na chwilę — do toalety — ale jak już otworzyłam oczy, sen gdzieś uciekł. Cisza w mieszkaniu, tylko delikatne mruczenie, miękkie chrapanie Burków. Pomyślałam sobie: a może wykorzystam tę poranną ciszę? I tak, zamiast wracać pod kołdrę, sięgnęłam po mój album z niepublikowanymi zdjęciami.
Uwielbiam te momenty, gdy mogę zatopić się w wspomnieniach, przyklejając fotografie, podpisując daty, przypominając sobie zapachy i emocje z tamtych chwil. Czas płynie wtedy inaczej — spokojniej, bardziej po mojemu. Siedziałam tak, w szlafroku, z kubkiem herbaty obok, aż minęła godzina. I nagle poczułam, że oczy same mi się zamykają. Jeszcze godzinka snu nie zaszkodzi — pomyślałam. Wróciłam do łóżka i zasnęłam momentalnie.
Obudził mnie Tomek — było po siódmej. Zamarłam. Spotkanie o 8:30, a przecież jeszcze trzeba dojechać! W sekundę przeszłam w tryb „ekspresowy poranek”: kawa, makijaż, włosy, szybki outfit i wychodzimy. Dla Burków zostawiłam na podłodze piżamę — żeby czuły mój zapach i wiedziały, że wrócimy. Niby drobiazg, ale mam wrażenie, że to naprawdę działa.
Wyjechaliśmy o 7:40 i dotarliśmy prawie o czasie, choć parkowanie jak zwykle zajęło dłużej niż zakładałam. Spotkanie przebiegło świetnie — wszystko ułożyło się po naszej myśli, więc humory dopisały. Wracaliśmy do apartamentu z uśmiechem, ale też lekkim niepokojem… bo wiecie, zostawić cztery Burki same w nowym miejscu to zawsze ryzyko.
Wchodzimy do budynku — cisza. Serce mi się ucieszyło. Otwieram drzwi — a tam dwa szczęśliwe ogony, żadnych śladów katastrofy, tylko ogrom radości i merdania. Złote chłopaki. Spakowaliśmy się szybko, przebraliśmy, wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w dalszą drogę.
Pod Krakowem dopadła mnie senność. Wzięłam więc poduszkę samolotową, okryłam się kożuszkiem i odpłynęłam. Obudziłam się dopiero pod Wrocławiem — pół drogi za nami. Tomek prowadził, a ja czułam się jak po dobrej drzemce w podróży marzeń.
Zrobimy jeszcze przystanek w Auchan, potem w Media Expert — odebrać mój nowy komputer , który już od dawna czekał na swoją kolej. Wieczorem jeszcze apteka, bo leki się skończyły, a moje recepty czekają tylko w jednej, konkretnej aptece.
Pogoda dziś cudowna — słońce, błękitne niebo, liście tańczące na wietrze. Szkoda tylko, że mogę podziwiać ją głównie przez szybę samochodu. Ale mimo to, ten dzień ma w sobie coś dobrego. Taką lekką, jesienną energię, która mówi: hej, zwolnij trochę, uśmiechnij się, życie jest całkiem fajne.
Życzę Wam udanej środy — niech będzie spokojna, słoneczna i pełna małych przyjemności.
A jeśli tylko możecie — wyjdźcie na chwilę, poczujcie zapach jesieni i słońce na twarzy
PA!

