Hej zapraszam Was na mojego Vloga, jest kilka nowych odcinków… najnowszy to :
„Życie dorosłe: edycja z lekami, szafami i tachykardią”:
Co u mnie?
A no żyję, ale tak… w kratkę. Jak poduszka IKEA – niby miękka, ale coś uwiera.
Jeśli chodzi o zdrowie, to nastąpiło pełne wykończenie materiału. Organizm oficjalnie zgłosił reklamację na warunki eksploatacji i powoli wrzuca tryb „wypalenie zawodowe – premium edition”. Projekty i prace związane z mieszkaniami? Rzuciłam w cholerę. Dosłownie. Jak Maryla płaszczem. Póki co odpoczywam – choć „odpoczynek” oznacza spanie trzy razy w ciągu dnia i gapienie się w sufit, jakby tam był Netflix.
Parametry życiowe?
Na zasadzie: na Udo – albo się udo, albo nie udo.
Saturacja super (brawo sterydy), temperatura 38 (ale ja jak zwykle: „zimno? gdzie?”), tachykardia zatokowa (serce gra disco polo), ciśnienie 105/72, więc jak na mój chaos – niemal szlacheckie.
Na bóle kostno mięśniowe wzięłam dwa leki, które powinny też zbić temperaturę… ale pewnie równie dobrze mogłam się przykryć fakturą za prąd. Tak czy siak – czas na urlop. Serio. Przysięgam na termofor– 1 dzień!!!
Od wczoraj wieczorem wypełniam słupki…
Nie, nie na siłowni.
W Excelu.

Bo przecież jak człowiek ma gorączkę, zmęczenie i ledwo zipie, to idealny moment, żeby policzyć, ile będzie kosztować 18 mebli. Spoiler: boję się poznać prawdę.
Projekt zrobiony, detale do dopracowania, a tabelka – wiadomo, „dla sportu”. Jak tylko zobaczyłam, że moje wymarzone szafy są w liczbie hurtowej – zaczęłam flirtować z Ikeą. Tak na wszelki wypadek. Jakby co, to zrobią robotę, a ja nie będę musiała sprzedać nerki (bo już jedna rezerwacja na leki jest).

Wczoraj do wieczora siedziałam nad projektami meblowymi – kuchnia, szafy, cuda-wianki – ale kuchnię liczę jako jeden mebel, bo trzeba sobie pomagać, nawet w matematyce. Potem Excel, czyli moje ulubione przedspacerowezajęcie.

Ta szafa mi się podoba 🙂
Dziś od rana chciałam kontynuować pracę…
Ale organizm powiedział: „Zabierz swoje słupki i wyjdź”.
Poczułam taki ciężar, jakby na mnie usiadł hipopotam w kapciach. Więc zamiast pracować – sięgnęłam po leki na wyciszenie i przeszłam do trybu „hobby i plastyczne zajęcia”. Czyli wróciłam do bloga książkowego, dodrukuję brakujące zdjęcia – ogólnie czas wolny, edycja deluxe.
Aaaa! I dziś dzień pełen niespodzianek!
Proszę bardzo – upominki dla rodziców i nowa prostownica dla mnie!
Poprzednia miała 18 lat. Legalna, dorosła, z doświadczeniem – ale kabel co chwila do lutowania. Więc wysyłam ją na zasłużoną emeryturę. Będzie sobie leżała w szafie, w razie jakby nowa się obraziła. Teraz tylko brakuje papieru do pakowania i kuriera. Czuję się jak elf w fabryce Świętego Mikołaja, tylko bardziej spocona i z tachykardią.


Na koniec – telefon z banku. Moja doradczyni dzwoni, a ja myślę:
„Czy pani wie, że mój mózg jest obecnie zawieszony w trybie awaryjnym?”
Ale trzeba – dramat, ale trzeba.
Dobra, kończę – dziś czas na przyjemności, gorączkę i ciepłą herbatkę (czyli: multitasking). Wieczorem dam znać, czy żyję i ile kosztują moje szafy (jeśli suma mnie nie uśmierci wcześniej).
Miłego popołudnia!
Trzymajcie się, a jak nie dacie rady – to się połóżcie. Ja tak robię.

