Ten ze zmęczeniem materiału

Hejka 🙂

Hej! Wybaczcie, że tak długo się nie odzywałam, ale ostatnie dni to był totalny młyn. Po prostu byłam tak zawalona pracą, że nawet nie miałam siły pomyśleć o tym, żeby napisać. Serio – wieczorami tylko padałam i próbowałam jakoś dojść do siebie. Wczoraj jeszcze, jakby było mi mało atrakcji, zjadłam trochę czipsów z Lidla (niby nic, ale strzeżcie się ich!) i wieczór skończył się dramatycznym bólem brzucha, który trzymał mnie niemal do rana. Urok życia na wysokich obrotach.

Ale tak naprawdę cała ta zawierucha to efekt jednego, wielkiego projektu. Wzięłam sobie wersję testową swojego programu do projektowania wnętrz, bo mój stary to już zabytek. Miałam ambitny plan – ogarnąć wszystko w czasie okresu próbnego, ale jak to zwykle bywa, pojawiło się tyle niewiadomych i detali, że raczej będę potrzebować tego programu do samego końca remontu. A że inwestujemy sporo pieniędzy w mieszkanie, to nie chcę, żeby jedna niedopracowana rzecz zniweczyła cały efekt. Wolę mieć możliwość nanoszenia poprawek na bieżąco – tak po prostu czuję się pewniej.

Jeśli chodzi o projekt mieszkania na wynajem – ten etap mam już na szczęście zamknięty. Wszystko gotowe, zakupy w koszykach Ikei i Leroy Merlin czekają tylko na kliknięcie „kup”. Jutro wykonawca jedzie na pomiary, więc niedługo dostanę finalną wycenę. Ekipa wchodzi 13 października i wtedy zacznie się kolejny etap remontowego rollercoastera.

W międzyczasie miałam też spotkanie z przedstawicielką dewelopera – i nie był to byle jaki deweloper, tylko raczej mała firma, więc postanowiłam ich dokładnie prześwietlić. Wiecie, nie to co Atal czy inne duże spółki. Miałam trochę obaw, ale wszystko wygląda na porządku – więc chyba po prostu jestem trochę przewrażliwiona. Ale z drugiej strony – wolę sprawdzić wszystko dwa razy niż później pluć sobie w brodę.

A tak poza tym… właśnie pracuję nad projektem własnego domu. Miałam milion inspiracji, moodboardy, pomysły z Instagrama i Pinteresta, ale ostatecznie postanowiłam iść swoją drogą. Coś tam przemyciłam z inspiracji, ale większość robię po swojemu – intuicyjnie. Notuję wszystkie elementy wyposażenia, żeby potem nie tracić czasu na szukanie, jak już przyjdzie co do czego.

Dzisiejszy dzień zaczął się późno – po wczorajszej zarwanej nocy i tym bolącym brzuchu zasnęłam dopiero około drugiej. Obudziłam się najpierw o 9, potem zasnęłam znowu i wstałam po 12… 😀 Tomek zniknął – był na piłce – a ja już miałam dawać psom jeść, bo patrzyły na mnie jakby nie jadły od tygodnia. Na szczęście Tomek zostawił mi karteczkę – że „burki już jadły i świeża kawa czeka w dzbanku”. No i wszystko jasne – małe gnidy próbowały mnie oszukać 😉

Pogoda była całkiem ładna, ale co mi z tego, skoro cały dzień spędziłam przed komputerem. Dziś ostatni dzień okresu próbnego w tym nowym programie, ale już w piątek wieczorem wykupiłam roczną subskrypcję. Niestety, nikt wtedy już nie pracował i mi jej nie aktywowali, więc mam tylko nadzieję, że w poniedziałek rano wszystko ruszy bez komplikacji.

Cały dzień siedziałam przed kompem, w międzyczasie ucięłam sobie krótką drzemkę, bo pogoda się pogorszyła i zrobiło się tak senno. Został mi do zrobienia tylko salon i kilka ostatnich szlifów – potem muszę przygotować tabelkę z wyposażeniem, podsumować koszty, no i rysunki dla stolarza… A tych będzie cała masa.

Pracy jeszcze trochę przede mną, ale czuję, że jestem na dobrej drodze. Teraz jest już 21:00, nadal siedzę nad projektem, a w tle leci chyba ósmy film z kolei. No, „leci” to dużo powiedziane – raczej go słucham jednym uchem.

Jutro poniedziałek, więc zaczyna się kolejny tydzień – klasyczna Polska Ludowa 😉 Trzymajcie się i życzę Wam miłego wieczoru oraz dobrego, spokojnego tygodnia!

A na koniec mały gnojek- tak na poprawę humoru- śpiący po kąpieli

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *