Ten z niedzielnym projektowaniem (2 minuty czytania)

Hej…. 😉

Dzień luzu, zapach czekolady i wizje przyszłego mieszkania!!!

Słuchajcie… dziś w końcu odetchnęłam. Taki dzień trochę bez spiny – bez biegu, bez miliona spraw na raz. Byłam z burkami na spacerze, a w głowie zaczęłam układać pierwsze pomysły na projekt naszego mieszkania. Ale może zacznę od początku, bo poranek był… inny od poprzednich. 

Rano, czyli o siódmej, burkowy alarm zadziałał bezbłędnie.
Młody postanowił, że to już pora na wstawanie – lizanie, dreptanie po mnie, pełen pakiet. Wstałam, ledwo żywa, zrobiłam jedną kawę… potem drugą… i nic. Padnięta jak byłam, tak zostałam. Tomek poszedł na piłkę, a ja sięgnęłam po… papierowego bloga.

Tak, wiem – brzmi oldschoolowo, ale prowadzę papierowy dziennik. Trochę taki kreatywny zeszyt z decoupage’em, kolażami i notatkami.  Bardzo to lubię! W tym czasie Tomek wrócił, a ja nadal kleiłam i cięłam, aż przyszła pora na szybki wypad do magazynu. Trzeba było zawieźć parę rzeczy, odebrać inne – a jak zobaczyłam, jak tam wszystko jest upchnięte nogą, to złapałam się za głowę. Ale sekator, grafiki i za małe ciuszki chłopaków wyciągnęliśmy, a część gratów, które jeździły w aucie bez celu, wróciły na swoje miejsce.

Człowiek nawet nie wie, ile ma… bimbetli

Po powrocie… czas zniknął.
Nie pamiętam dokładnie, co robiłam – wiecie, ten moment, kiedy robisz dużo, ale jakby nic. Pranie, układanie, sprzątanie – taka domowa medytacja. Sprawdziłam sobie saturację – było koło 94%, czyli tak meh. Ciśnienie też niskie, brzuch dawał się we znaki, więc leki poszły w ruch. Gdy Tomka nie było, rozgrzebałam parę szafek i odświeżyłam trochę salon. No i wróciłam do mojego papierowego bloga.

A potem… wreszcie spacer.
Stwierdziłam, że na to moje 94% najlepszy będzie las. Poczekaliśmy, aż upał trochę odpuści i ruszyliśmy – cała ekipa, z wózkiem (dla młodego, bo ma dopiero trzy szczepionki). Las jak zwykle zrobił swoje – świeże powietrze, cisza, spokój. Młody „jechał” w wózku, ale dwa razy zawiesił się na szelkach próbując z niego wyskoczyć. Bezpieczny kaskader – wszystko pod kontrolą!

A skoro o wózku mowa – dziś w końcu kliknęłam kup teraz. Nowy, większy wózek dla naszej bandy. Bo ten kompaktowy, choć teoretycznie na 20 kg, to jednak… bez szans. Czterech futrzaków w nim to jak sardynki w puszce. W nowym będzie wygodnie – Javier na dole, trójka maluchów na górze. Logistyka level expert.

Wieczorem wróciliśmy, a ja… odpaliłam komputer.
Zainstalowałam program do projektowania wnętrz i jutro od rana biorę się za nasze mieszkanie. Wydrukowałam sobie inspiracje, dopisałam notatki – nie każde pomieszczenie posiada inspiracje, bo go nie potrzebuje, coś już mi się zaczyna klarować. Będziecie mi w tym towarzyszyć – mam nadzieję, że pomożecie mi zdecydować, co i jak.

Na razie siedzę w salonie – młody właśnie się obudził i rozrabia, więc chłopaki śpią w łóżku, a ja pilnuję małego łobuza w salonie. Zapaliłam sobie czekoladową świeczkę, pachnie obłędnie… i zaraz się kładę.

Miłego wieczoru, kochani – niech Wam pachnie czekoladą i spokojem. :*

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *