Tydzień zaczyna się tak, jak i się skończył, ciśnienie leci na łeb na szyję, a ja jestem jednym wielkim zdechlołkiem. Wczoraj (poniedziałek) przespałam 9/10 dnia!!! Dziś się obudziłam przed 10 pogadałam z Krysią, wzięłam leki, które oczywiście po części zwróciłam… nad ranem strasznie kaszlałam- tak od kilku dni. Muszę pewnie znów iść do jakiegoś lekarza, albo zadzwonię rano na teleporadę i nakaszlę na telefon to mi coś przepisze. Pogadałam coś tam jeszcze z Krysią, powolutku ogarnęłam w domu i uczesałam psy, ogarnęłam się sama, a później włączyłam jakiś film, zaczęłam myśleć w sumie co tu ze sobą zrobić, bo jak ja codziennie mam ciśnienie 80/40 lub 90/50 to nie dziwie się, że nie mam siły żyć. I teraz tak, muszę zmienić kardiologa, niech wymieni mi Beta-bloker. Ale w tej klinice TMS są lekarze ale wszystkim rządzi Dawid, który do 10 września jest na urlopie. No i jestem uwiązana, bo chcę już chodzić do jednej kliniki, żeby mieć tam z górki. Później wrócił Tomek i jakoś zleciało do wieczora, pieski były nawet na spacerze, niestety nie ze mną, ale były:

Generalnie na dziś to jakbym miała napisać coś ciekawego, to nie mam co, bo jak się siedzi w domu to uwierzcie straszne nudy. Jeszcze pamiętam jak byłam nastolatka i byłam chora, to cały dzień grałam na lasku w łóżku. Teraz nie czuje potrzeby grania, w sumie jest to dla mnie strata czasu- sorry dzieciaki- to się nazywa starość. Codziennie wieczorem proszę wszystko święte, żebym jutro czuła się lepiej, a ru gówno, pewnie puki ciśnienie będzie takie to i nastrój podobny… Miłego wieczoru

